J e s i e n n y w a l c
Nauczycielko tańca
zatańcz ze mną walca
raz, dwa , trzy
w jego rytmie ja i ty
Tańczymy walca
od świtu do nocy
w rytmie walca
tańczące stopy
wirujesz ty, wiruję ja
wiruje walcem cały świat
Nie pragnę pić i nie chcę
spać
Chcę z tobą tańczyć
póki chcą grać
Nauczycielko tańca
czujesz tego walca
raz ,dwa , trzy
dany nam walc spowiły mgły
melodia w oddali echem
powtarza...
Otrzyj łzy ...otrzyj łzy...
tańczyłem ja ...tańczyłaś
ty....
były marzenia .. były też
sny...
Nauczycielko tańca
to już koniec walca
chodź w uszach brzmi
raz.. dwa... trzy..
raz... dwa... trzy
Jesień
Już liść
opada, zżółknieją lasy
Otrzęsa owoce wrzesień;
Minęły z latem pogodne czasy,
Nastaje posępna jesień.
Gdzie pierwej jasne kwitnęły róże,
Zostają teraz tam głogi;
Gdzie pierwej bujne rumiało zboże,
Ścierń teraz tam kole nogi.
Podobnym trybem ludzkie podniety
Błysną, połechcą i giną.
Z wiekiem uroda i blask kobiety
Jak wody potoczne płyną.
Wszystko, co widzim, na świecie mija,
Wszystko się rychło starzeje.
Dzień za dniem leci, a czas wywija
Odmnienne coraz koleje.
Moje to tylko serce bez zmiany
Służy statecznie Kostusi.
Zawsze swe dla niej rozrzewnia rany
I kochać ja zawsze musi.
Niechaj rok pory przekształca swoje,
Na zmiennej ważąc je szali.
Ja zawsze przy mej Kostusi stoję,
Jednaki ogień mie pali.
Lube mi wprawdzie czyni pieszczoty,
Przez krasę ciała powierzchna;
Lecz bardziej bawią duszne przymioty,
Które jej nigdy nie zmierzchną
Kostunio moja! pięknaś, bo młoda;
Powabnaś, boś kwiatek świeży.
Lecz w to nie ufaj: blask i uroda
Jak wiosna z latem ubieży.
Ufaj w tym sercu, coć stale kocha.
I co cię nigdy nie zdradzi:
W nim się gruntuje miłość niepłocha,
Której traf żaden nie zgładzi.
Otrzęsa owoce wrzesień;
Minęły z latem pogodne czasy,
Nastaje posępna jesień.
Gdzie pierwej jasne kwitnęły róże,
Zostają teraz tam głogi;
Gdzie pierwej bujne rumiało zboże,
Ścierń teraz tam kole nogi.
Podobnym trybem ludzkie podniety
Błysną, połechcą i giną.
Z wiekiem uroda i blask kobiety
Jak wody potoczne płyną.
Wszystko, co widzim, na świecie mija,
Wszystko się rychło starzeje.
Dzień za dniem leci, a czas wywija
Odmnienne coraz koleje.
Moje to tylko serce bez zmiany
Służy statecznie Kostusi.
Zawsze swe dla niej rozrzewnia rany
I kochać ja zawsze musi.
Niechaj rok pory przekształca swoje,
Na zmiennej ważąc je szali.
Ja zawsze przy mej Kostusi stoję,
Jednaki ogień mie pali.
Lube mi wprawdzie czyni pieszczoty,
Przez krasę ciała powierzchna;
Lecz bardziej bawią duszne przymioty,
Które jej nigdy nie zmierzchną
Kostunio moja! pięknaś, bo młoda;
Powabnaś, boś kwiatek świeży.
Lecz w to nie ufaj: blask i uroda
Jak wiosna z latem ubieży.
Ufaj w tym sercu, coć stale kocha.
I co cię nigdy nie zdradzi:
W nim się gruntuje miłość niepłocha,
Której traf żaden nie zgładzi.
Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.
Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.
Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.
Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
JESIEŃ
Jesień w okno zapukała.
Wszystkich powitała.
Ta smutna pora roku.
Na dworze ciemno i ponuro.
Z drzew liście opadają.
I deszcze ciągle padają.
Jesień w okno zapukała.
Wszystkich powitała.
Ta smutna pora roku.
Na dworze ciemno i ponuro.
Z drzew liście opadają.
I deszcze ciągle padają.
JESIEŃ
Liście spadają z drzew.
Cały świat jest goły
Cudownie jest bawić się w liściach.
Każdy przedszkolak już wie, że już jest jesień
Na ziemi pełno kolorowych liści.
Liście spadają z drzew.
Cały świat jest goły
Cudownie jest bawić się w liściach.
Każdy przedszkolak już wie, że już jest jesień
Na ziemi pełno kolorowych liści.
WESOŁA JESIEŃ
Wesoła jesień przychodzi z uśmiechem.
Ptaki odlatują, wiatr liście pozrzucał.
Wiewiórki zbierają żołędzie i orzechy.
Wesoło jesienią pracują.
Wesoła jesień przychodzi z uśmiechem.
Ptaki odlatują, wiatr liście pozrzucał.
Wiewiórki zbierają żołędzie i orzechy.
Wesoło jesienią pracują.
PADA DESZCZ
Pada deszcz nad doliną
Wszyscy są smutni,
Nawet mój pies ze smutną miną.
Liście z drzew pospadały.
Ptaki do ciepłych krajów odleciały.
Śpi niedźwiedź i jeż.
Smutno jest gdy jesień jest.
Pada deszcz nad doliną
Wszyscy są smutni,
Nawet mój pies ze smutną miną.
Liście z drzew pospadały.
Ptaki do ciepłych krajów odleciały.
Śpi niedźwiedź i jeż.
Smutno jest gdy jesień jest.
Jak nie kochać jesieni...
Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.
Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.
Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.
Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.
Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.
Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.
Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
Liście jesienne
Liście jesienne leżą po brzegach dróg, mieniąc się jedną połową tęczy.
Wyglądają jak rozsypane róże wszelkich barw.
W stawie drżą złote plamy. Rząd drzew odbija się w nim różnie: wierzba - mgłą siwą, czerwona leszczyna - skrzydłem motyla, topole - ciemnymi kolumnami.
Skośne marmurowe schody, prowadzące ku wodzie, odbijają się w gląb i w przeciwną stronę niż prowadzą, tworząc klin.
Zadarte liście wierzby płyną jak dżonki, wiatrem popychane.
Wysoko przelatujące samoloty suną przez głębinę jak czarne płotki, małą gromadą.
Woda żyje, drzewa budzą się dzisiaj.
Wieje bowiem wiatr, który różni się od innych jak chuchnięcie od dmuchnięcia.
Z głębi piersi natury płynie to serdeczne chuchanie: wiatr halny.
Kto jeszcze nie wypowiedział swojej miłości, zdradzi się z nią w taki dzień.
Oto jest niekalendarzowy powrót wiosny.
Wiosna - kaprys, wiosna - łaska.
Możemy się jej wszędzie i zawsze spodziewać, tej Wiosny Niezależnej, zarówno w zimie, jak i w setnym choćby roku życia.
Tkał pajączek nitkę srebrną,
Było babie lato.
Jesień piękna jak królewna
Malowała kwiaty.
Ubierała drzewom liście
Przepyszną purpurą,
Było cicho i złociście,
Chmurka mknęła górą.
Świat się mienił kolorami,
W rozgwieżdżone noce
W sadach miękkie jak aksamit
Spadały owoce.
Jarzębiny czerwieniały,
Wiatr leszczyny zginał,
A pajączek zwinny, mały
Siatkę swą rozpinał.
A gdy utkał nitkę długą,
Z klonu pożółkłego
Wspiął się księżycową smugą
Do nieba samego.
Było babie lato.
Jesień piękna jak królewna
Malowała kwiaty.
Ubierała drzewom liście
Przepyszną purpurą,
Było cicho i złociście,
Chmurka mknęła górą.
Świat się mienił kolorami,
W rozgwieżdżone noce
W sadach miękkie jak aksamit
Spadały owoce.
Jarzębiny czerwieniały,
Wiatr leszczyny zginał,
A pajączek zwinny, mały
Siatkę swą rozpinał.
A gdy utkał nitkę długą,
Z klonu pożółkłego
Wspiął się księżycową smugą
Do nieba samego.
J e s i e n n y w i a t r
Wiatr jesieniš ma robotę
w nocy i za dnia.
Cišgle stršca licie złote
i przed siebie gna.
I nasiona drzew bez liku
nosi tu i tam.
Kiedy spoczniesz już,
wietrzyku?
Powiedz, powiedz nam!
Po zielonym wielkim lesie
wiatr piosenki dzieci
niesie.
Aż się dziwiš stare
drzewa
Kto was tak nauczył piewać?
Odlatują
ptaki
chłodny wietrzyk wieje
chór ptaszęcy już nie śpiewa
ścichły lasy, knieje.
Słonko bladsze rankiem wstaje
na niebieskie szlaki.
Posmutniały nasze gaje -
- odlatują ptaki.
Już gromadką mkną bociany
w niebieskie przestworze.
Lecą kędyś w kraj nieznany
za dziesiąte morze.
Puste gniazda zostawiły
nad wieśniaczą strzechą.
Ich znajomy klekot miły
niesie z wiatrem echo.
Jesienią
Jesienią, jesienią
Sady się rumienią:
Czerwone jabłuszka
Pomiędzy zielenią.
Czerwone jabłuszka,
Złociste gruszeczki
Świecą się jak gwiazdy
Pomiędzy listeczki.
- Pójdę ja się, pójdę
Pokłonić jabłoni,
Może mi jabłuszko
W czapeczkę uroni!
- Pójdę ja do gruszy,
Nastawię fartuszka,
Może w niego spadnie
Jaka śliczna gruszka!
Jesienią, jesienią
Sady się rumienią;
Czerwone jabłuszka
Pomiędzy zielenią.
P a n i J e s i e ń
Przeszedł sobie dawno
liczny, złoty wrzesień...
Teraz nam padziernik
Dała pani jesień...
Słono takie pišce,
Coraz póniej wstaje,
Ptaszki odlatujš,
hen, w dalekie kraje.
W cieniu, pod drzewami
Cicho piš kasztany,
każdy błyszczy pięknie,
niby malowany.
Lecš licie z drzewa
różnokolorowe,
te sš żółto-złote,
a tamte - bršzowe.
Jeszcze niby ciepło,
Słonko wieci, grzeje...
aż tu nagle skšdei
wichrzysko zawieje.
Chmur wielkich deszczowych
nazbiera, napędzi...
tak się pan listopad
nauwija wszędzie.
L i s t o p a d
Wyszedł
sobie do ogrodu
stary,
siwy pan Listopad.
Grube
palto wdział od chłodu
i kalosze
ma na stopach.
Deszcz
zacina, wiatr dokucza,
pustka,
smutek dzi w ogrodzie.
Pan
Listopad cicho mruczy
"Nic
nie szkodzi, nic nie szkodzi".
Po
listowiu kroczy sypkim
na ławeczce
sobie siada:
"Chłód
i zimno, mam dzi chrypkę.
Trudna
rada! Trudna rada!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz